środa, 20 marca 2013

wieczorową porą. kawaler

Poznałam nową subkulturę.
Moja wścibska natura i ciekawość nowych doświadczeń nierzadko - i najczęściej przy akompaniamencie obitego zadu tudzież innych części korpusu - sprowadza mnie na manowce. Tym razem zrobiła to dosłownie. Gdzieś, gdzie kończy się dzień i rozmywa wiedza upakowanego w pudełko Krzysia (zawróć w lewo!) wychodzą z ukrycia Oni. Wyłaniają się z chaszczy, zarośli, spod ziemi bądź śniegu, przez moment wertują wzrokiem przestrzeń, by chwilę potem znów zanurkować w nicość. Nie spotkasz Ich na śmiertelnych trasach – chyba, że właśnie błądzą węsząc trop. Sylwetki Ich ciemne, oblicza trupio oświetlone, kolą w oczy lampami znad czół. Niestraszne Im dziki, szept półuśpionej puszczy, w permanentnej tkwią wędrówce. Z zasady preferują noc. Dni są nudne, bo łatwe i oczywiste.
Myślisz, że są jak gwiazdy – nie widać Ich w mieście. Masz z Nimi jednak do czynienia codziennie. Na klatce, przystanku, w mięsnym. Sprzedają lody, budują silniki, piszą klasówki. Wmieszani w tłum udają, że są jak my. Skutecznie. A gdy przychodzi noc ty zamykasz oczy, Oni otwierają drzwi do lasu.
Jeśli dopisze ci szczęście, masz szansę zajrzeć za uchylone. To, co zobaczysz, zmieni parametry i dopisze kilka punktów do listy własnych braków. Uświadomi, że strach przed ciemnością to freudowski przymus kulturowy. A jeśli masz w żyłach choć trochę szaleństwa, choćby uśpionego – zaczynasz zazdrościć…
Nie raz stwierdzono, że historie pisane są przez przypadki. Nigdy nie należy być pewnym tego, co znajduje się za zakrętem lub po drugiej stronie naciskanej z impetem klamki. Przeważnie jednak zbyt mało w nas czujności na sygnały zmian i wciskamy pedał gazu, lecimy dalej, mijając oszołomionego naszym pośpiechem Innego.
Jeden z Nich, Kawaler Wieczorową Porą, wciąż ubolewa nad stratami poniesionymi w wyniku zderzenia z mym bezmyślnym rozpędem. Szczęściem, Oni to z reguły ludzie mili, nie pamiętają złego. Wielkoduszność nakazuje Im nawet nieść pomoc oprawcom. A że poziom mego roztrzepania jest, powiedzmy, kontrolowany, nie pozwolił po raz kolejny przegapić furtki do świata Włóczykijów.
Ów świat jest, proszę mi wierzyć, nader ekscytujący. Łechce ośrodki poznawcze, wysyła ciekawskie bodźce do mózgu, zaraża cały organizm. I ten, zamiast spać, zmienia się w sowę. Ale to tylko dobrze. Sowy świetnie widzą nocą, nawet wówczas, gdy mapa zdaje się drwić. Bo nie o to chodzi, by umieć czytać mapę. Ją należy brać jak wiersze – niedosłownie, wymijająco, nieprzejrzyście. Od poezji do kompasu bliska droga. Choć przez knieje.
Dzięki uprzejmości Kawalera zobaczyłam ludzi zafascynowanych jedną ideą: by nie było zbyt prosto. Im więcej kłód pod zdezorientowanymi nogami, tym lepiej. Wiatr w oczy i zimno? Wyzwanie. Zagubienie w niezgłębionych czeluściach przyrody? Przygoda. Brak snu? Sen jest jednostką niejednolitą. Ostatnio to rozumiem. I to, że przyjemność można czuć inaczej.
Kiedyś napisałam, że bieganie uwalnia. Nadal tak uważam. Jest jednak coś, co je uszlachetnia. Co dodaje mu emocji, sprawia, że jest bardziej plastyczne, dotykalne. Bieganie na orientację. Polecam. Samej sobie.
A Kawalerowi Wieczorową Porą dziękuję. I oficjalnie, na forum, gratuluję raz jeszcze. Podium albo szpital – tylko największych szaleńców na to stać. Może i ja odniosę kiedyś zwycięstwo nad Buką. 
Bo może i ona faktycznie istnieje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz