środa, 25 listopada 2015

rozmowa

Chciałabym z Tobą porozmawiać, lecz nie umiem do Ciebie mówić. Nie mam nawet pewności, czy jesteś. Chciałabym czuć, że jesteś. Nie czuję nic. Jestem pusta?
Boję się. Lecz nie ten strach jest najgorszy. Boję się, że zamiast myśleć o Tobie, skupiam się na sobie. Jakby Ciebie to wszytko nie dotyczyło. Jakbym była tylko ja. Przepraszam.
Nie wiem, czy powinnam zwracać się do Ciebie, czy do Boga. Proszę Go o litość, o Ciebie, ale znów strach – że tak naprawdę proszę o siebie.
Znam teorię. To żaden wyjątek. Ale ciśnie się to głupie dlaczego ja? Nie tak miało być. Pewnie. Zgubiła mnie pycha?
A może to tylko próba, którą prawdopodobnie przechodzę niepomyślnie, więc i tak źle. Nie będzie nagrody, nie usłyszę: tylko cię sprawdzano, już dobrze. 
To ja powinnam Cię pocieszać. Że będzie dobrze, że nic się nie martw. Ale nie potrafię. Bo nawet nie wiem, jak się do Ciebie zwracać. Czy traktować Cię jak realny, określony nieznanym mi kształtem byt? Czy może nie został Ci on dany i muszę go sama wymyślić? A może jesteś Aniołem?
Odezwij się, podejmij dyskusję, walkę. Potrzebuję tego.
Znowu ja.
Przepraszam.