niedziela, 16 czerwca 2013

czarny

Patrzcie go, jaki.
Anioł, a czarny.
Czarne ma skrzydła. Rozpina je grzesznym szelestem na szerokość zguby. To jego władza.
Czarne ma oczy. Głębokie studnie na pohybel cnotom. To jego wyższość.
Nawet myśli ma czarne, niejasne. Nie próbuj czytać, utoniesz. Jego wiedza.
Tylko twarz blada, i ciało świetliste. Naga skóra anioła przyciąga wzrok. Błyszczy od pokus, drwi z twych wartości, wciąga. Nie widzisz kiru, nie dostrzegasz zła, tylko ten kształt. I ruch. Anioł tańczy, powoli, niedbale, sennie. Pobudza biodrami powietrze. Sunie ku tobie, rzęsami przykrywa intencje, coś mruczy w hipnozie. Półuśmiech, te usta, nie rozumiesz, ale poddajesz się. Nieważne, co. Ważne, że. I teraz. Nie ma nic prócz teraz. Jest ciepło, pada, a może to złudzenie. Nie myślisz, czujesz. Pragniesz, by czarny był bliżej, chcesz złapać go w dłonie. Dotknąć. Chwycić za pióra i szarpnąć, wpleść palce i odchylić. Jak głowę, do tyłu, by spić z napiętej szyi zapach. A potem już tylko zdumienie.
Pozwalasz czarnemu na wszystko.
Nie stanowisz odrębności. Wtapiasz się w anioła. Jesteś nim. Masz czarne skrzydła, czarne oczy, i myśli. Jeden organizm, jedno czucie, jeden dźwięk.
I gdyby nie moc hipnozy, gdybyś miał siłę na trzeźwość, mógłbyś posiąść wiedzę, władzę i wyższość. Zgłębić anioła od wewnątrz, przyjrzeć się temu, co chowa pod skrzydłami.  
Patrzcie go, jaki. Nagi anioł. Rozebrany. Rozbrojony. Wylękniony. Słaby. Pisklę. W oczach strach i prośba.
Nie zrób mu krzywdy.