niedziela, 11 grudnia 2011

Za chwilę dalszy ciąg programu

Ostatnio jestem dość często, co nie jest złe. Być od czasu do czasu wypada. Ale na czas jakiś się schowam. Składa się na to kilka powodów. Jeden z nich to głupota, z której muszę się wyleczyć wszelkimi środkami, bo w moim wieku być idiotą nie jest wskazane. Jak dotąd przedsiębrane sposoby nie zadziałały, więc radykalnie zmieniam terapię. Się biorę i odcinam, z założeniem, że tym razem się uda. Poza tym idą święta, trzeba biegać za mikołajem, którego przecież nie ma, czym tylko komplikuje się zadanie. Co do biegania – to za nim też trzeba trochę pobiegać, co może być trudniejsze od odrąbania nosa Rudolfowi. Skupię się zatem na prostych koniecznościach, praca, dom, dzieci, bigos, pranie, gimnastyka, zeszyt, rozciąganie. I jeszcze poczytać by wypadało. Że nie czytam, słyszę, że się ze mną nie pogada. No więc stanęłam przed ścianą z książkami w moim mieszkaniu. Książki od podłogi po sufit, każda jedna to wyrzut sumienia i kurz zapomnienia, dosłownie i niedosłownie. Wyciągasz jedną, a na głowę sypie się stos historii schowany między wierszami. Historii, którą trzeba odkryć, i tym też się teraz zajmę. To mnie przy okazji zajmie. I wszyscy będą zadowoleni. Wy też, tylko musicie poczekać, bo robota to niemała. Detektywistyczna wręcz. Ale dowiem się wszystkiego. A jeśli nie, to zmyślę.
Może jakie przerywniki będą, bo jak znam siebie, tak za siebie nie ręczę. I z tego też winnam się wyleczyć.