piątek, 23 września 2011

Witamy Zosię

Drodzy państwo, niniejszym informuję, że dzisiejszego niesamowitego wieczoru postanowiła dołączyć do nas Zosia. Jak postanowiła, tak uczyniła – i się urodziła. Smarkula narobiła rabanu już o czwartej nad ranem, ale - jak to baba - chciała być pewna szerokiej widowni i trzymała wszystkich w pełnej gotowości na oklaski aż do dziewiętnastej. Z minutami. Spóźnienie godne prawdziwej damy. Ale już, kurtyna opadła, można bić brawa. I gratulować. Mamie – wytrwałości, małej* - odwagi. Bo kto ładuje się na ten świat z premedytacją, ten musi być albo bardzo odważny, albo niewiarygodnie głupi. O to drugie świeżynki nie podejrzewam – zakładam, że (jak ciocia)** jest nie tylko piękna, ale i inteligentna***. Tak więc dzielna i śmiała nasza nowa królewna już JEST. Witamy. Powinszowania wszelkie zbieram do niedzieli. Potem zostaną osobiście i na mokro przekazane bohaterkom obecnego zamieszania.
Zosiu, Zosieńko – co cię czeka? Jakim będziesz człowiekiem? I co sobie myślisz patrząc na ten pierwszojesienny, wietrzny zmrok za oknem? Żałujesz? Czyś pełna nadziei? Zosiu? Nic nie mów, śpij…

*mała nie taka znowu mała – trzy dwieście żeby było jasne
** i mama, rzecz jasna
*** taki żarcik