sobota, 16 listopada 2013

kino za darmo

W temacie filmów pozostając: najlepsze scenariusze piszą – sąsiedzi. W pudełkach swych mieszkań siedzą, niby nic, a swoje wyrabiają. Jak ci artyści z naciskiem na ś, co się ich potem niszowym objawieniem miesiąca obwołuje. Cichcem nocami skrobią, w szale twórczym zgarbieni, ciekawskich gasząc, że a) praca, b) kapcie czyli c) nuda. Światło późną porą to, szanowny sąsiedzie, niestrawność po kapuście. A potem fundują fabułę, za którą trudno umysłem nadążyć. Skromnością się przy tym obnoszą, od koneksji z którąkolwiek z muz bezwzględnie odżegnując. No, może Melpomena, jako że tragicznie to wszystko powychodziło; normalnie nie wie, o co ten szum. Taka wstydliwość autorska.
I przykład proszę: okno w bloku naprzeciwko. Żadnych znaków szczególnych, puzzel w układance dziesięciopiętrowca, miga na zmianę z resztą sąsiedzkich żyć. Jednakowoż położenie na wprost twego zainteresowania z salonu oraz firanka skąpa jak styczniowa wypłata zapraszały ciekawość do regularnej aktywności. W ten oto sposób razu pewnego zauważasz różnicę. To okno nigdy nie gaśnie. Płonie ogniem kineskopu jak wieczna lampka przed tabernakulum. Światło, co wskazuje na obecność. Przynajmniej w kościele. Przynajmniej w teorii. Mimowolne obserwacje każą bowiem wątpić w nieduchową obecność sąsiada. Ciemny pokój, w którym świeci i wścibskie oczy kole telewizor, niestrudzenie przerzucający obrazy. Tylko dla kogo. Nie widać ręki, co steruje kanałami. Najmniejszy ruch nie przesłania monitora, nie zapala się żyrandol. Tylko ten telewizor wciąż. Dwudziesta we wtorek – telewizor. Północ w środę – telewizor. To samo w czwartek. I piątek. Piąta rano w sobotę – wstajesz na siku i zamiast na oślep w stronę kibelka, suniesz do okna i rozsuwasz żaluzje, by upewnić się, że telewizor nadal. I nic ponad to.
Jak nic, sąsiad umarł. Oglądał Magdę Gessler, chciał zrobić kanapki na obiad i nie zdążył. Głodny zszedł z tego świata, i nawet ziemi gryźć teraz nie może, bo został na tym fotelu, co go stąd nie widać, i gnije z palcami zaciśniętymi na sfatygowanym pilocie. Dzieci zadzwonią dopiero na święta, żona nie dożyła porządnej emerytury, koledzy pogniewani, bo nigdy nie chciał stawiać. Więc siedzi tam sobie, biedny umrzyk, i czeka na litość listonosza. Bo nikogo innego.
Albo nie. Żona żyje, ale odeszła, bo nie dzielił się pilotem. Zamiast telenoweli – teleturniej, gdy chciała patrzeć na wywiad z ulubioną piosenkarką, no tą od Józek nie daruję ci tej nocy – ten wolał wiadomości. Więc nie darowała – i zniknęła. Teraz nie ma kto wyrwać mu symbolu władzy z zimnej dłoni. Zresztą, małżonka ma teraz swojego pilota. Kupiła sobie lepszy telewizor, taki z płaskim ekranem i hade, jak to nazywał miły pan w sklepie. Żeby Józek był taki miły, to by go nie zostawiała, ale ten gbur jest i pasożyt, to niech sobie tam wegetuje z ich starym odbiornikiem. Jej już na tym gracie nie zależy. I nie wie, że Józkowi też.
Może jest jednak zupełnie inaczej. Józek – owszem – nie żyje już z żoną i – owszem – żona odeszła, ale nie z zazdrości o pilota, a ze strachu. Bo Józek to lokalny gangster jest. W swym ciemnym pokoju szemrane prowadzi interesy. Pod ławą dobija nielegalnych targów, których świadkiem jest tylko spiker jedynki. Pan Józek szanuje jedynie telewizję publiczną, żaden tvn czy polsat nie ma u niego poważania. Więc jedynka, ta jedynie widzi koperty, dzięki którym pan Iks zostanie prezesem towarzystwa działkowców a blok numer 4 ocieplony poza kolejnością. Tajemniczy goście po uściśnięciu dłoni pana Józka wychodzą chyłkiem, uważając, by nie dojrzano ich przez okno. Dlatego też pan Józek z zasady nie zapala światła. Zresztą, przyzwyczaił się już, a i wstawać mniej trzeba.
A właśnie, że nie! Pan Józek wcale nie jest dzielnicowym ojcem chrzestnym! Jego władza sięga dalej! To mafioso, szef międzynarodowej siatki przestępczej, co białą śmiercią handluje. A mieszkanie naprzeciwko to dziupla, w której magazynuje groźne kilogramy przed wysyłką na wschód. Ten telewizor dla niepoznaki, byle nikt się nie poznał na tym, co w pozostałych pokojach. Czasem, gdy akurat jest w kraju, Józek vel Corleone lubi tu usiąść, zapalić cygaro, i zwyczajnie, jak Kowalski, popykać po programach. Nawet po tym nieszczęsnym polsacie, bywa, że i tu dadzą coś niezgorszego. I tak pewnego razu Józek – Corleone zapatrzył się na reportaż o pielęgnacji roślin doniczkowych i stracił czujność; odłożył rewolwer na tyle daleko, że nie zdążył go chwycić, gdy nagle weszła Józefowa, powiedziała to za brak szacunku do Bajmu i strzeliła mężowi prosto w brzuch. Po czym, niezauważona przez nikogo, wyszła.
I siedzi teraz Józek w tym fotelu, i siedzieć będzie aż się zacznie rozkładać, a w telewizorze właśnie ktoś wygrywa festiwal piosenki aktorskiej. Zaraz, moment, Józek się poruszył... Wstaje! Z ogromnym wysiłkiem podnosi się kupa cielska płci wyraźnie żeńskiej i przetacza na drugą stronę pokoju.
Sąsiadka z naprzeciwka zmieniła lokalizację, nim zaczną puszczać jej ulubiony serial. O policjantach i złodziejach.