wtorek, 6 grudnia 2011

Nowe okna na świat

Było ich trzech. Weszli w butach, gwałtem, humory mieli nieoględne i nie cackali się z niczym. Mieli łomy, brzeszczoty i młoty, w oczach destrukcję, na ustach dosadność. Nie chcieli kawy i ciasta, cel przyświecał im straszliwy: rozbić, zburzyć, rozwalić, wyłamać, wyrżnąć.  Krucjata.
Trzech jeźdźców apokalipsy. Brutale. Nadeszli i zrobili rozpierduchę. Nie błagaj o litość. Jeńców nie brali. Atak ściśle ukierunkowany. Pierwsze ofiary padły około dziewiątej. Kapitulacja następowała cały dzień przy szczęku wyrywanych framug, odgłosach rzezanych krat i blasku złowieszczych iskier. Sopocka masakra piłą mechaniczną.
Wojna to zło, ale po niej przychodzi oczyszczenie. Zwłaszcza, gdy agresor zabiera zagrabione łupy ze sobą i jeszcze pozamiata. Gdy opadnie bitewny dym, staje się jasność. Dosłownie. Światło wpadające do środka przez nowe, czyste, nie porysowane, nie pochlapane szyby.
I nagle okazuje się, że za oknem jest życie. Drzewa, krzewy, plac zabaw, ławeczka, ciekawscy sąsiedzi. I skarpetki. Markowe! Szukamy właściciela. Odbiór możliwy w godzinach wieczornych pod dwójką. Tak, to jest to mieszkanie, które ma od dziś zupełnie nową jakość. No, może od jutra. Jak powiesimy firanki.