środa, 27 stycznia 2016

sny. chyba cykl

To przez tę powieść. Obrzydliwa, choć mówią, że bardzo dobra. Możliwe, pewnie się nie znam. Lecz te sny w niej, one mnie zatrzymały. Esencjonalne, płynne i w zasadzie zrozumiałe, mimo udawanych prób zamazania czytelności, jakby składało je ze szczątków, jak z klocków, dziecko. A to przecież kobieta, choć męskimi palcami pisana. Kobieta upadła, czy raczej artystka, to zdaje się tożsame w obrzydliwej, przynajmniej nie za długiej, książce. Złamana czymś relacjonuje bez namiętności swe sny, jednym tchem, co się odbija na tekście. Szkoda oddechu na przecinki czy kropki, mówi ciągle, nie intonuje, zapewne celowo niejednoznacznie, a jednak sens, mimo że popaprany, nie ucieka. Taka forma prozy wolnej* która pasuje do snu, jego poszarpania i amorficzności. Piękne słowo, nowe dla mnie.
I choć niesmak po lekturze nie zelżał, to ziarno zostało zasiane, tym bardziej, że sny ostatnio gęste, i nie chcą schnąć, i nie ma czym ich wytrzeć, żadną czynnością, codziennością. Więc może by je tak uwolnić, nadać tym samym zbędnych wieloznaczności, przez co staną się mniej wyraźne, a więc i mniej ważne = spokój. Tylko czy potrafię zdjąć uzdę z konstrukcji, nie pozbawiając jej komunikatywności, nawet jeśli komunikat jest bezsensowny? i czy warto zadawać to pytanie skoro nie mam lepszego pomysłu trzeba spróbować bo cóż innego nie znam odpowiedzi nikt mi nie mówi jak Józefowi o sny Józefa dlaczego ja tak nie mogę wyśnić co robić mieć jasno i konkretnie podane wstań nie bój się idź zrób weź o ile byłoby łatwiej ale wiadomo nikt nie mówił że będzie lekko

* termin wymyślony przeze mnie, nawet jeśli ktoś wpadł nań wcześniej, w pogardzie wobec funkcjonującego, a mało - moim zdaniem - adekwatnego strumienia świadomości.