czwartek, 10 maja 2012

enilhtaed. polemika z wiatrem

Na początku było słowo. Słowa nie są tylko. Słowa są aż. Kolory rzucane przez nie na płótno potrafią stworzyć coś dobrego, coś ciepłego, zgoda. Lecz ze słowami należy się liczyć, bo niepoliczone rozbiegają się po placu zabaw. Obsypują piaskownicę, obsiadają huśtawkę. Myślą tylko o harcach. Przestają znaczyć swoje, blakną i tracą istotę. Potem ciężko je zebrać do kupy. Sensownej i pierwotnej. Potem trzeba tłumaczyć i przepraszać, nawet, gdy nikt nie jest winny. Zawsze ktoś jest winny.
Wietrze -
Nie można ranić oczu widokiem błędu bycia sobą. Bardziej boli brak widoków. Ból ten nienazwany jest, wynika z nie wiadomo czego. Więc nie ma czego wybaczać. Przedziwne uczucie.
Brak realności. Nie tak trudno go doświadczyć, dotknąć. Przez moment, krótki, oszukany moment się zdarza. I nie jest o pogodzie. Jest o niczym. Tyle tego niczego, aż drżą fundamenty pojmowania abstrakcji. Ale nikt nie zatrzyma dla nierealnej chwili świata. Chmury ciekną nadal, ciała niebieskie obracają się bez zgrzytu bez ustanku. Przeciągasz się z błogiego snu, otwierasz oczy – i widzisz odarcie ze złudzeń, choć były ciepłe i miłe w dotyku. Szarość dymi jak dymiła, codzienność jest jak zwykle. Pytanie – dlaczego nie można dłużej spać? Zaciskasz powieki, starasz się jeszcze trochę pośnić.
Starać się można. Postarać. Tyle, że uczciwie, a to trudne. Tchórze uciekają od wysiłku. Tłumaczą to własną beznadzieją. Proste, tandetne, słabe. Postarać.
Nowy słownik pojęć.
Wietrze -
Włączony mózg nie jest groźny. Straszniejsze jest wyłączenie. Dziura wypalona enterem piecze solą.
Retrospekcje. Nikt ich nie pojmie. Nie można pojąć siebie, przyjdzie taka chwila, że nie zrozumiesz nic. I wówczas jesteś przegrany. Musisz się poddać. Nie ufaj niczemu. Tym bardziej faktom.
Strach. Nie bój się. Przynajmniej o tym nie myśl. Szklana mantra: wszyscy jesteśmy uparcie sami. Ale potrafimy samotnieć w stadzie, w zasadzie nie potrafimy inaczej. Tak nas uformowano. Miejsce dla znajdzie się zawsze, jeśli poodkurzać kąty. Jeśli. Pytanie, czy nas na to stać, czy mamy dość siły. Przelatujesz przez rozłożone ramiona, rozpięte palce. Uważaj, łapacze wiatru w końcu zrezygnują.
Kolory. Biały to wdzięczność. Za zachwyt. Niebieski – szacunek. Za szczerość. Zielony – strach i nadzieja. Czerwony – niedosyt. Bursztyn – kto odgadnie bursztyn? Paleta kredek. Namaluj. Stwórz. Laurkę dla i z radości.
Ambiwalencja. Boimy się, ale brniemy w niemożliwe. Czy dlatego, że podskórnie wyczuwamy bliskość, czy może jesteśmy desperatami? Jesteśmy pogubieni, wietrze. Bez wyjątku.
Na każdą ranę jest plaster. Trzeba tylko wiedzieć, jaki. Zabawa innymi? Wszyscy dla mnie, ja dla nikogo? – na krótko. Dłużej niż chwilę nie wytrwasz. Krótką, oszukaną chwilę. Poczujesz nieprawdę. Dobro ogrzewa się tylko przy dobrze. Skoro mu ciepło, nie może być zmyślone.
Może się rozbiega. Może się rozwieje. Marzenia. Nadzieje. By zobaczyć coś. Coś ponad nic. Myśl. Mrugaj, mrugaj usilnie. Może zobaczysz.

Dzień, noc. Jasność, ciemność. Słońce, chmury. Wieje, szumi. Cisza, krzyk. Kobieta, mężczyzna. Paradoks.
Jesteś czy starasz się być?
Wietrze