niedziela, 27 marca 2011

Wstęp do dywagacji*

* Zanim zaczniesz czytać, zapoznaj się z definicją słowa „dywagacje”. To wyjaśni wszelkie twoje ewentualne wątpliwości dotyczące sensu tego wpisu.

Kilka dobrych lat temu, będąc mało poważnym dorosłym, popełniłam superpoważny elaborat na dość poważny temat. Teraz, kiedy jestem (jak mniemam) trochę mniej niepoważna, czytam to coś i się dziwię. Głównie dlatego, że to całkiem niezły tekst, a ja jestem sobie najsroższym i najmniej przychylnym krytykiem. Upływ czasu jednak, nawet jeśli nie dodał mi zbyt wiele powagi, to zmienił nieco mój światopogląd, gdyż z paroma natenczas postawionymi sądami dziś bym się nie zgodziła. Pisałam o kryzysie podmiotu we współczesnej kulturze. Taa, grubo. Podmiot, czyli człowiek jednostkowy (ja, ty, ale nie my), źródłem zaś jego kryzysu miał być między innymi zanik SŁOWA (nie: słowa). Zagadnienie nie straciło na aktualności, więc zacytuję (z niewielkim retuszem) samą siebie. Dla rozróżnienia dywagacje sprzed sześciu lat podpiszę niezwykle sugestywnym i tajemniczym U.23, dzisiejsze ich komentarze – U.29. I proszę się skupić na treści, nie liczeniu. 

U.23: Mamy XXI wiek. Brzmi dumnie. Wielka nadzieja (nawet, jeśli ma się poczucie, że płonna) na lepsze.
U.29: Przepraszam, muszę, bo to takie napompowane, aż infantylne! Ale w ten sposób zaczęłam, więc to uszanujmy.
U.23: Właśnie. A więc: Udało się przeżyć XX stulecie, które zaserwowało chyba wszystko: dwie wojny światowe, eksplozję nauki i techniki, triumfalny pochód cywilizacji, totalitaryzm i utopię, komedię i tragedię. Tragikomedię. Upadki, wzloty, upadki, upadki…
U.29: Znowu!
U.23: !!!
U.29: Dobra, już. Tylko dlatego, że dalej będzie lepiej.
U.23: No. Obecnie bardzo chętnie używa się pojęcia kryzysu – kultury, sztuki, tożsamości. Dzisiejszą ponowoczesną epokę określa się jako nietożsamą, reprezentowaną przez człowieka zagubionego, rozrywanego sprzecznościami, niezdecydowanego. Do głosu dochodzi ironia, parodia, groteska – jako odpowiedź na brak możliwości zbilansowania zysków i strat. Brakuje stałego punktu oparcia i jednocześnie trwa rozpaczliwe jego poszukiwanie. Wszystko się pomieszało – zawaliło? Na setkach tysięcy kart próbuje się ów stan kryzysu wyjaśnić, bądź chociaż opisać, przy czym większość tych interpretacji emanuje rezygnacją. Że oto wyparowała nadzieja na racjonalną przebudowę, stworzenie „globalnej” krainy szczęśliwości. Że nauki społeczne sprzedają pasty do zębów, psychologia szkoli zaprogramowanych na uśmiech i uprzejmość sprzedawców, a pedagogika pilnuje, by masy zgadzały się z takim stanem rzeczy. Że sztuka to produkcja.
U.29: Nieźle.
U.23: Dziękuję. Kontynuując temat ponowoczesności i mnogości teorii (TEORII, TEorii, itd.), które usilnie starają się ubrać świat w system. Ale brakuje im na to słów. Nie opisują zatem rzeczywistości, ale czy władczo narzucają wiedzę? Każdy trzeźwo/samodzielnie myślący człowiek (jakkolwiek abstrakcyjnie by to nie brzmiało) po zapoznaniu się z teorią jakoś się do niej ustosunkowuje, nie identyfikuje się z nią od razu, a najczęściej w ogóle.
U.29: I tu bym polemizowała. Jesteśmy rozleniwieni i z ulgą przyjmujemy zastane teorie, nie musząc silić się na własne.
U.23: Faktycznie, na forum przytakujemy niektórym, ogólnie przyjętym opiniom, ponieważ panicznie boimy się odtrącenia spowodowanego innością. Pragniemy być INNI, ale TACY SAMI i, jak dotąd, nie udało się to chyba nikomu. Ciężko pogodzić akceptację (TAKI SAM) i jednocześnie podziw (INNY). Nasze pokręcone czasy wygenerowały miliony rozwiązań, a żadne nie są doskonałe. Doskonałość jako taka nie istnieje, chyba w bajkach, chociaż i w nich ostatnio zachodzą rewolucje – taki na przykład Harry Porter ma ludzkie wady i zdarza mu się omdleć. Nie do końca przekonuje mnie pogląd, jakoby problemy z nowoczesną tożsamością spowodowane były zastąpieniem tradycyjnych, wspólnotowych układów bezosobowymi organizacjami. Te tradycyjne będą zawsze, w mniejszym lub większym stopniu, ale nigdy nie stracą siły oddziaływania edukacyjnego, wychowawczego, sprawczego.
U.29: Z tą siłą to też chyba różnie jest, ale nie o tym my tutaj, więc pominę. W dalszych częściach U.23 rozwleka się na temat różnych koncepcji owych wspólnot stworzonych przez bardzo mądre głowy. Praca powstała w takim właśnie celu: miała być przytakiwaniem cudzym teoriom po to, by ktoś decyzyjny zaaprobował to wpisem w indeks. Studia nie uczą kreatywności. Wracając jednak do naszego ogarniętego impasem podmiotu. U.23 kończy wywód o wspólnotach podpartych tradycją (bądź jej brakiem) stwierdzeniem o pojawieniu się nowego rodzaju społeczności – globalnej, obejmującej całą kulę ziemską. 

Dla tych, którzy dotrwali mam dobrą wiadomość: na dziś to koniec. Pozostawię was teraz w nieznośnym oczekiwaniu na ciąg dalszy.
Podpowiedź: jest tego trochę, więc jak coś, to sugeruję przeskoczyć z dwa wpisy.