poniedziałek, 17 października 2011

O muchach pokrótce

Będzie zwięźle. Wpadła mi jakiś czas temu w ręce (a dokładnie to została do nich włożona) książka. Tytuł: Seks. Instrukcja obsługi. Piszą w niej ciekawe rzeczy. Na przykład: hiszpańska mucha. Coś tam gdzieś każdy słyszał, coś wie, ale jak zapytać - to pustka. A wystarczy przeczytać. Tutaj wszystko, proszę was, jest: gorzki, niesmaczny (autor – kobieta! - widocznie próbował) biały proszek ze zmielonych odwłoków chrząszczy. Wywołuje zjawisko zwane priapizmem, czyli erekcję – uwaga – olbrzymią (nooo…?), nieustępującą (taaaak…?) i bolesną (zaraz tam, zapewne przesadzone). Według cytowanej pozycji hiszpańska mucha może trwale uszkodzić nerki, a nawet spowodować zejście (pytanie tylko, której ze stron aktu). A teraz najważniejsze: hiszpańska mucha jest nielegalna (nie wiedzieliście?), jeśli się więc gdzieś kupi specyfik o tej nazwie, to zapewne będzie to pieprz kajeński w kapsułce. No i wyjaśniło się, dlaczego gorzka. Można też podyskutować na temat etymologii pewnego wulgarnego, niesłonego wyrażenia z dziedziny romansowej.
Tyle wszyscy wiemy na temat seksu właśnie.
Tyle wiemy o sobie. Trochę mniej niż nasze matki, nieco więcej od dżdżownic. Jedna trochę inna perspektywa i czekolada przestaje być frykasem.
Czy dżdżownice posiadają życie seksualne? Muszę doczytać.