Kim jesteś, by mieć prawo do buty? Hardyś, wydaje ci się, żeś kimś. Że możesz wiele. Dobrze. Bardzo dobrze. Bardzo teatr. Komedia pomyłek. Nieopatrzne złe zakończenie. Ups. Nie myślałeś, że można tak się pomylić. Niespodzianka, oczy pieką straconymi złudzeniami. Ale spokojnie. Masz prawo do drugiego rzutu. Tylko skup się, wiesz już, jakich błędów nie popełniać. Raz, dwa, trzy. No i co to było? Dlaczego znowu słupek? Słaby jesteś, człowieku. Dziesięć. Dziesięć tysięcy godzin. Tyle potrzeba na osiągnięcie mistrzostwa. Zbyt wiele, nie dasz rady. Brak ci talentu. Tak, właśnie jego ci potrzeba. I lustra.
Ale to nie zadziała. Nie potrafisz brać nauczki. Ty patrzysz i widzisz innych. Nie siebie, innych. Złośliwych, nieprzyjaznych, nieżyczliwych egoistów. Kretynów percypujących tylko własne, wypielęgnowane paznokcie. Rozszalałych wariatów, wokół których należy stąpać ostrożnie. Albo pogubionych, zdesperowanych agnostyków, którzy w oczach wypisaną mają prośbę o odrobinę zainteresowania. Chociaż trochę, ciut. Nie patrz, lepiej nie patrz. Tam tylko żal. Spójrz lepiej w głąb. Pogadaj z tym zniesmaczonym ludzikiem. Wytłumacz mu, powiedz...
On może nie zrozumieć. Jest niespokojny, wystraszony. Do tego rozczarowany. Duch wiecznej negacji. Bo poniedziałek. Bo deszcz, gdy nie ma parasola. Brak deszczu, gdy parasol jest. Mandat mimo tego, że pan policjant bardzo sympatyczny. Ciepła zupa. Zupa musi być gorąca… Bezsilność. Samotność. Bo babcia cię oszukała. Wmawiała ci, że jesteś wspaniały, głaskała po głowie, karmiła budyniem. A ty uwierzyłeś. I nadal to robisz. Głupi. Naiwny. Zobacz, chodzą wokół ciebie na palcach…
Nie jesteś wspaniały. Nie jesteś lepszy od innych. Wielu jest lepszych, wielu. Ile jeszcze razy będziesz to odkrywać?