wtorek, 22 stycznia 2013

wprowadzenie w opowieść

Jest taki człowiek, który w ostatnim czasie wywarł na mnie ogromne wrażenie. Nie dlatego, że osiągnął międzynarodową karierę. Nie dlatego, że pochodzi z moich rodzinnych stron. Nie dlatego, że do wszystkiego doszedł sam, a zaczynał od zera, jeśli nie z niższego pułapu. Wszystkie te elementy składają się na jego wizerunek zawodowy i prywatny, jednak jest coś, co owe dwa oblicza spaja i jednocześnie dopełnia. Pewne fragmenty życiorysu, pokazujące w nim człowieka w pełni ludzkiego. A to wcale nie jest proste, niezależnie od ilości zjedzonych stron i uściśniętych dłoni. Najtrudniej, myślę, zachować człowieczeństwo, kiedy stajesz się twarzą publiczną, rozpoznawaną i przytwierdzaną do tablicy mniej lub bardziej znanych sław. Tablica - amalgamat - nie zna hierarchii, nie rozróżnia celebryty od artysty. A już z pewnością nie potrafi spośród przyczepionych pinezką nazwisk wyłonić autorytetu. Ten trzeba odnaleźć samemu. Zdarza się jednak, że ów nadarza się niespodzianie, nieszukany. Otwiera usta, ty milkniesz. Słuchasz. Masz do czynienia z fenomenem.
Mój fenomen nazywa się Jerzy Jeszke. To wielki artysta musicalowy, aktor największych sztuk na świecie. Ma sporo za sobą, lecz nadal wierzy w to, co przed nim. Doświadczenia i przeżycia godne szacunku. Osoba, która ma prawo do mierzenia innych swoją miarą – lecz tego nie robi. Miesiąc temu miałam niezwykłą przyjemność rozmowy z nim przy okazji pisania artykułu. Tych, którzy nie znają dorobku pana Jerzego, zachęcam do odwiedzenia jego strony. Może się okazać, że widzieliście go na deskach jednego z polskich teatrów, z którymi, mimo międzynarodowych kontraktów, nadal współpracuje. W Gdyni był to brawurowy Spamalot i rola Króla Artura.
O Jeszke i jego licznych rolach napisano już wiele, powielanie informacji byłoby może nie bezcelowe, ale nieodkrywcze. Moim zamierzeniem był tekst o tym, że chłopak z małego miasteczka może na własnych nogach przejść cały świat, bez butów pożyczanych od możnych popleczników. I jak w tej całej, filmowej wręcz historii może nie stracić pokory, tożsamości, zyskując jednocześnie świadomość własnego potencjału i ogromną życiową mądrość, potęgowaną radością wykonanej pracy. Uśmiech, ten po prostu jest, gdy pan Jerzy opowiada swoją historię. A dodać trzeba, że jest niesamowitym gawędziarzem. Słucha się go z największą przyjemnością. Rozmowa, prowadzona nocą dzięki połączeniu Skype przekroczyła objętością pojemność artykułu, więc większe jej fragmenty umieszczę tutaj. Zapis słów artysty, który jeszcze jako nastoletni chłopak ani miał w głowie teatralną karierę.
Ci, którzy zainteresowani są dalszą lekturą, a niewiele wiedzą o biografii pana Jerzego mogą jeszcze nadrobić zaległości. Internet jest skarbnicą informacji wszelkich, i to jest jeden z tych momentów, kiedy może się ona przydać. A potem – potem posłuchajcie gawędy pewnego sympatycznego człowieka, który - tak się składa - jest wielką gwiazdą.