niedziela, 14 kwietnia 2013

z cyklu: poradnik. kompas i rozprzężenie

Sporo gadam, tudzież piszę, co implikuje konieczność pilnowania logicznej ciągłości między słowem a czynem. By nie zostać posądzonym o niekonsekwencję, trzeba odznaczać kolejne punkty na liście nowych doświadczeń. Tym oto sposobem U. stawia sobie ciągłe wyzwania i czyni to na forum. Pod pozorem ślepej popędliwości kryje się jednak przemyślany projekt aktywności wszelakiej. Ci, co posądzają mnie o gwałtowny ekshibicjonizm stają się integralną częścią programu. Z reguły tylko w kontekście odbioru spodziewanego raportu z założeń, bywa jednak, że dzięki Nim realizuję pewne obrane kursy. Tak, jak wczoraj. U. weszła do lasu dzierżąc mapę. I kompas. Ale proszę o zachowanie spokoju i wyzbycie się przerażenia. Weszła i wyszła, nie zjadły jej dziki, nie wchłonęła Buka, dezorientacja nie pochowała na leśnym cmentarzu zagubionych. Powód jest oczywisty – nie poszła U. tam sama i nie poszła nocą. I jeszcze poszła, nie biegła, choć na ten temat można polemizować.
Reprezentacja Mickiewiczów w składzie: Pani Kapitan Ale O Co Chodzi, Pan Nawigator Irytator oraz Pani Obrażona Bo Tak zakończyła pierwszą wspólną przygodę sukcesem, bo wieść niesie, że miejscem w pierwszej piątce. Zdumienie tym faktem niech podkreśli okoliczność, iż drużyna nasza podeszła do sprawy kompletnie nieprofesjonalnie, dzięki czemu jednak nabyła doświadczenia, czego NIE robić, udając się na rajd na orientację. Wnioski te starałam się sumiennie spisać, jeśli coś pominęłam – proszę o sugestie na piśmie w nieprzekraczalnym terminie kolejnego karkołomnego pomysłu na udział w podobnej imprezie.
Pierwsze. Przede wszystkim uważnie przestudiuj regulamin. Lub przynajmniej się z nim zapoznaj. Optymalnie będzie, gdy zabierzesz go ze sobą w trasę. Może się okazać, że jest on na przykład kartą startową lub zawiera niezbędne informacje, dzięki którym zawodnicy zorientują się, jak / jakich szukać punktów kontrolnych. Jak się bawić, to dobrze wiedzieć, w co.
Drugie. Regulamin jest ważny, ale czekolada też. Bez niej tylko płacz i zgrzytanie zębów.
Trzecie. Nie trać czujności. I współpracuj. Czasem 11 to 12. A bywa, że 80. Z bystrym zespołem znajdziesz więcej różowych strzałek, niż to przewiduje mapa. Ale i tak nigdy nie będziesz pewien, co urwał i ile pasków ma kryptobrzoza.
Czwarte. Dla czytelników spoza kręgu wtajemniczonych: nie próbujcie zrozumieć trzeciego.
Piąte. Nie polegaj na innych. Inni mogą być z lekka – czy to z powodu chronicznego deficytu snu, czy też wrodzonej cierpkości obycia – nieczuli na twą potrzebę pokierowania. Umiejętność czytania mapy czy obsługi kompasu naprawdę się w takich momentach przydaje…
Szóste. Nie ufaj nikomu. Ani sobie, ani innym zawodnikom, a już w ogóle budowniczym trasy vel. organizatorom.
Siódme. Nie pozuj nazbyt śmiało. Paparazzi są wszędzie. Jeśli jesteś osobą publiczną (a w dobie wspomnianego wyżej ekshibicjonizmu każdy jest osobą publiczną) łono przyrody nie uchroni Cię przed kompromitującymi zdjęciami.
Ósme. Nie zakładaj butów, które: przeszły już na drugą stronę / są nazbyt / lub niezbyt. Zbagatelizowanie tej rady może największych wojowników przyprawić o zrzędzenie.
Dziewiąte. Jeśli nie jesteś zespołem samym w sobie, czyli jednoosobowym, przed wyjściem z domu wyłącz wszelkie wizje, rozważania, podszepty, wywietrz z głowy posenną burzę myśli. Przyczynisz się w ten sposób do szczęścia, a przynajmniej zadowolenia wędrującej wespół z tobą drużyny.
Dziesiąte. Jeśli liczysz, że natura łagodzi obyczaje, możesz spotkać się z rozczarowaniem podobnym temu, które czułeś, gdy babcia po raz pierwszy nie stanęła po twojej stronie w starciu z rodzicami. Nie wszystko zrozumiesz, nie wszystkich przewidzisz. Być może właśnie w lesie zobaczysz ukryte zło. Pierwotne instynkty, zwierzęcy egoizm, z którymi rodzi się wszystko, co żywe. U niektórych giną wraz z pasowaniem na pierwszaka, większość uczy się całe życie zamieniać je na altruizm lub choćby życzliwość. Dzikość lasu, pomruk fal lub po prostu większa dawka świeżego powietrza może owe  wieloletnie starania zniweczyć w kilka sekund. Uratować może cię wtedy tylko spokój, puszka piwa lub - ostatecznie - nagłe i chwilowe odłączenie się od grupy w celu zmęczenia organizmu. Każde wzburzenie najlepiej usunąć wraz z potem.
Powyższy dekalog powstał na bazie autentycznej przygody, a wszelkie podobieństwa do osób i zdarzeń są zupełnie nieprzypadkowe.
I jeszcze: jeśli, na podstawie lektury tegoż ktokolwiek jest skłonny uznać przygodę Mickiewiczów za mało udaną, to zalecam z ową skłonnością walczyć jak z dewiacją. W mojej osobistej interpretacji było... owocnie. W doświadczenia różnej maści.