piątek, 8 maja 2015

rysunek

Przyzwyczaiłaś się zapominać, ale czasem, w rzadkich chwilach wyrwanych z kontekstu, znów jesteś dziewczynką z kredkami. I malujesz, choć nie masz talentu. Trwonisz kartki i podsuwasz je pod nos tym, którzy z racji sentymentu winni wpadać w zachwyt, co też czynią, uciekając przy tym wzrokiem na boki. Zdajesz się tego nie zauważać i robisz swoje, odgradzając się kreskami od faktów. Wolisz bajki, choćby nawet te nieporadne, kreślone kilkoma tylko barwami, bo kredki wybrakowane. Nie ma czerwonego, ale jest zielony. I ten biały, zawsze był z nim problem. Cóż z niego za kolor, skoro go nie widać. Jakby go nie było. Może i nie ma.
Więc rysunek. W obliczu technicznych problemów nie ma jak zacząć. Pusty arkusz się niecierpliwi. Tymczasem bezbarwny król trawiastymi ustami zaprasza na bal. Impreza na sto dwa. Balony, muzyka i szampan z blaszanych kubków, nie stłucze się nic. Na szczęście. I będzie kabaret, a potem babeczki, każda z karmelem i wróżbą. Kto połknie czerwoną karteczkę, ten przegra. Zostanie prezydentem. Bo czerwony nie istnieje.
Widzi to król rozwalony na portrecie. Rozbawiony, z rozchełstaną peleryną w groszki trzyma się za brzuch i śmieje – taki teatr. I na co wam ta cała demokracja – woła. Nie umiecie jej używać. Krzyczycie głośno, że teraz macie głos. Rzeczpospolite beczenie, słodkie, głupiutkie owieczki. Świecicie gołymi tyłkami, jakbyście nadal byli rozebrani. Barany golone na eksportowe swetry. Tyle waszego samostanowienia. Nie lepiej było ze mną? Ale dobrze, tańczcie, wszystko jest w porządku, tylko proszę trzymać rytm. Kto zaś za bardzo podskoczy, tego berłem w łeb. Dla dobra narodu.
Królowa strofuje małżonka. Zbyt ordynarnie, dziubdziusiu. Do ludzi trzeba inaczej – pomału, ładnymi zdaniami. Pogłaskać wypada, pokolorować. Jak dobrze to zrobisz, przyjmą nie za tak, a zielony za czerwony. I zapnij guziki, wyłazi ci tors. W końcu bal.
Monarszą dyskusję przerywa awaria. Dostawca prądu, wobec lekceważącego podejścia pałacu na wezwania do zapłaty, daje obywatelską lekcję szczerości w działaniach. I stała się ciemność i cisza. Jak dobrze, że jest czarna kredka. Tylko jak namalować ciszę? Cisza – głupia, przejmująca, wyborcza. Całe szczęście, nie trwa długo. Za chwilę wszyscy się ockną i skoczą sobie do gardeł. I poleje się krew. Zielona.
Nie wychodzi mi rysunek. Miała być flaga.