niedziela, 1 stycznia 2012

życzeń nie będzie

Historia o tym, który walczy, jest prawdziwa. To tak w odpowiedzi na liczne zapytania. Perfidia realiów wykracza poza ramy literackiej fikcji. Rzeczywistość ma więcej szyderczej fantazji niż moja ponura wyobraźnia. Ten chłopak naprawdę leży w tym szpitalu. Naprawdę walczy o nogi. Bez nich ciężko mu będzie dogonić samozaparcie i gotowość do rzeczonej walki. Batalii, od której zależy jego życie.
Można rzec, że szczęście i tak. W końcu życie to już wygrał. Mogło zostać zagruzowane w samochodzie. A tak  tylko wywróciło się do góry nogami, jak ono. Nogami, nie kołami. Podkreślam to, bo wierzę. Ale uwierzyć przede wszystkim musi on. Przecież takie rzeczy się zdarzają. Racje medycyny podporządkowane są sile perswazji psychiki. Udało mu się uciec przed jednym wyrokiem, znaczy – potrafi szybko biegać. Trochę potrenuje i inne też pokona. I jeszcze zrobi życiówkę. Podium nowego życia.
Oby wyrok nie minął tego drugiego. Niezależnie od faktu, czy tylko bezmyślność, czy bezmyślność i alkohol, czy bezmyślność, alkohol i fatalny pech skręciły mu kierownicę. Takich, jak on jest i było wielu. Moich, waszych, czyiś znajomych, bliskich, krewnych. Tak, mają swoje historie, może nawet czynniki w nich łagodzące, ale za wyrządzone krzywdy należy płacić. Byłoby sprawiedliwiej, gdyby płacili z własnego portfela. Jak mój kuzyn, który niespełna rok temu zakończył zakrapianą imprezę na drzewie. Miał 24 lata. Kolejnych urodzin obchodzić nie będzie. On zabrał życie tylko sobie, ale bynajmniej nie zmniejszył tym przydanych cierpień. Albo Rafał. Rafała znałam od zawsze, nielekki życiorys prowincjonalnej biedy i braku pomyślności. Może dlatego pił, prawa jazdy nie zrobił, bo po co, po uderzeniu w tę młodą licealistkę zbiegł. Rodzina i koledzy palą teraz znicze na jej grobie, on spędził w więzieniu cztery lata. Kpina.
Na tej samej, podyskotekowej trasie zginęło wielu innych, przez alkohol wlany w swoje lub cudze gardła. Bezsensowna droga krzyżowa kretynizmu. Tam to jest nagminne, jak epidemia patologicznej głupoty. Końca nie widać. Jak o tym nie myśleć, jak zapomnieć?
W dzisiejszych telewizyjnych wiadomościach stujednoletni staruszek podał swój na to sposób: należy żyć nadzieją. I w zasadzie to mogłoby dodać otuchy, nastroić ów wpis na pozytyw. Ale noworocznych życzeń i konfetti nie będzie. Wybaczcie.