pudełko
z dziurami
spuszczony
wzrok
nie
tędy droga
brak
wspomnień
ironia.
gorzka rozkosz
nie
ja
i dom
głos
w świńskiej kuchni
ziemniaki
z parnika
kaflowy
piec
Jej
kwiaty, wciąż piękne
ściśnięta
krtań
nowy
krzyż. co stało się ze starym?
tu
wrzawa tam cisza
dlaczego
ta druga przemawia bardziej
niedosłowna
tęsknota
tłumiona
bezsilność pod zamkniętymi drzwiami
lecą
z nich płaty jak łzy
bo
tam, gdzie otwarte, nie chcę wchodzić
Mam
klucz. Stary, ciężki. Pasował niegdyś do tych zamkniętych. Teraz nie. Chwilowo.
Gdy zamknąć oczy, działa. Dwa obroty w lewo, znajomy chrzęst.
Zapraszam, wejdź, progi są gościnne.
Zapraszam, wejdź, progi są gościnne.
To
nie będzie duży dom. Ale pojemny. Znajdzie się w nim wszystko, co odczuły stopy
mieszkańców. Na ścianach zawisną słowa, które padły, a te, które nie zdążyły
znajdą swe miejsce na werandzie. Jasnej, przestrzennej, bez cienia na niedomówienia.
Tam powiedziane będzie to, co być ma. Przy winie i ptakach.
Dywanów
nie będzie, bo pod nie zamiata się odpady ludzkiej ułomności. Drewno ma
skrzypieć oddechami ludzi i psów. Nie będzie wątpliwości, tylko bujany fotel. I
spiżarnia pełna radości w słoikach.
ta
pani wie:
nie
szukam niczego więcej
tylko
móc pozostać tam
dodaj
mi otuchy
zabierz
mnie do domu
Nie
otwieraj oczu. Otwórz drzwi.