oto numer sto i jeden. Sto
pierwszy wpis nie wyróżniałby się na tle czterdziestego ósmego czy
dziewięćdziesiątego siódmego, gdyby nie jego wymowna zbieżność z, powiedzmy,
pewnego rodzaju wyjściem na świat z ciepłej dziupli blogowego kurnika. Ale to
może potem. Teraz ważniejsza zdaje się być kwestia liczby. Bo sto – to jedna
setna dziesięciu tysięcy, tych
cholernych godzin dzielących nas od bycia lepszym. Jeśli wierzyć statystykom i
arytmetycznym uściśleniom, nie starczy dób na doskonalenie. Oddając się
wyliczeniom, sto w dwadzieścia ponad miesięcy – bo tyle mej skromnej osobie
pierwsza setka zajęła - oznacza mistrzowskie dziesięć tysięcy krótko przed sto
siedemdziesiątym rokiem życia, na co ani biologia, ani medycyna, ani wiara w
cuda mi nie pozwolą. W cuda nie wierzę. Medycyna też ostatnio średnio,
współczesne wróżenie z fusów i recept. Zostaje biologia. Ta jedna – przez to,
że nieprzewidywalna i wykręcona ułomnością – zdaje się być szczera. Fizjologia
każe nie stać w miejscu, iść, biec, przeć, a jak się nie da, to turlać. Ruch, bez
tego organizm i głowa wariują. Odkryłam ostatnio Hansa (Hans jest jednym z
fundamentalnych dowodów na to, że nie ma constans, czyli że od rocka do rapu
wcale nie jest daleko. I że można mieć jasno określone gusta muzyczne po to, by
je poszerzać. Co nie znaczy: zmieniać). Hans teorii nieodzownego ruchu
przytakuje: Dopóki jesteś, wszystko ma przyszłość. Dopóki biegniesz, przyszłość jest blisko. No biegnę, póki jestem w stanie. I walczę ile wlezie, lub
czasem mniej, w zależności od cyclus
menstrualis, faz księżyca i odporności stóp. Lecz póki
jesteś i póki biegniesz, cel jest przed tobą i w końcu tam będziesz. To też
Hans. Biorąc pod uwagę rozwój kosmetologii i to, że nie palę, może jako sto
siedemdziesięcioletnia staruszka nie będę taka straszliwie pomarszczona i dam
radę wydusić z siebie kilka obowiązkowych słów wdzięczności na jednoosobowej
gali rozdania nagród za wytrwanie w ideałach. Was na niej nie będzie bo też nie
wierzycie w cuda, ale zawsze możecie podglądać transmisję z piekła. Co
niektórzy z góry, ale wówczas nie pluć na głowę proszę. Bo naślę na was
chłopaków z bloków. Tymczasem, pókiście żywi, zapraszam do aktywnego
poszukiwania fongrafowych tworów tu. Czyli:
jedna setna. Dopiero. Lub aż.
W nawiązaniu do powyższego lub
zupełnie nie (wybierz właściwe) jeszcze raz Hans: to nie tak, żeby brać, co dają. Wybacz, Hans, ale czasem trzeba.
Żeby móc choć tę jedną setkę podnieść do zwycięskich ust. Na zdrowie. Sto lat. Czy
tam dwieście.