środa, 7 listopada 2012

sto pierwszy

oto numer sto i jeden. Sto pierwszy wpis nie wyróżniałby się na tle czterdziestego ósmego czy dziewięćdziesiątego siódmego, gdyby nie jego wymowna zbieżność z, powiedzmy, pewnego rodzaju wyjściem na świat z ciepłej dziupli blogowego kurnika. Ale to może potem. Teraz ważniejsza zdaje się być kwestia liczby. Bo sto – to jedna setna dziesięciu tysięcy, tych cholernych godzin dzielących nas od bycia lepszym. Jeśli wierzyć statystykom i arytmetycznym uściśleniom, nie starczy dób na doskonalenie. Oddając się wyliczeniom, sto w dwadzieścia ponad miesięcy – bo tyle mej skromnej osobie pierwsza setka zajęła - oznacza mistrzowskie dziesięć tysięcy krótko przed sto siedemdziesiątym rokiem życia, na co ani biologia, ani medycyna, ani wiara w cuda mi nie pozwolą. W cuda nie wierzę. Medycyna też ostatnio średnio, współczesne wróżenie z fusów i recept. Zostaje biologia. Ta jedna – przez to, że nieprzewidywalna i wykręcona ułomnością – zdaje się być szczera. Fizjologia każe nie stać w miejscu, iść, biec, przeć, a jak się nie da, to turlać. Ruch, bez tego organizm i głowa wariują. Odkryłam ostatnio Hansa (Hans jest jednym z fundamentalnych dowodów na to, że nie ma constans, czyli że od rocka do rapu wcale nie jest daleko. I że można mieć jasno określone gusta muzyczne po to, by je poszerzać. Co nie znaczy: zmieniać). Hans teorii nieodzownego ruchu przytakuje: Dopóki jesteś, wszystko ma przyszłość. Dopóki biegniesz, przyszłość jest blisko. No biegnę, póki jestem w stanie. I walczę ile wlezie, lub czasem mniej, w zależności od cyclus menstrualis, faz księżyca i odporności stóp. Lecz póki jesteś i póki biegniesz, cel jest przed tobą i w końcu tam będziesz. To też Hans. Biorąc pod uwagę rozwój kosmetologii i to, że nie palę, może jako sto siedemdziesięcioletnia staruszka nie będę taka straszliwie pomarszczona i dam radę wydusić z siebie kilka obowiązkowych słów wdzięczności na jednoosobowej gali rozdania nagród za wytrwanie w ideałach. Was na niej nie będzie bo też nie wierzycie w cuda, ale zawsze możecie podglądać transmisję z piekła. Co niektórzy z góry, ale wówczas nie pluć na głowę proszę. Bo naślę na was chłopaków z bloków. Tymczasem, pókiście żywi, zapraszam do aktywnego poszukiwania fongrafowych tworów tu. Czyli: jedna setna. Dopiero. Lub aż.  
W nawiązaniu do powyższego lub zupełnie nie (wybierz właściwe) jeszcze raz Hans: to nie tak, żeby brać, co dają. Wybacz, Hans, ale czasem trzeba. Żeby móc choć tę jedną setkę podnieść do zwycięskich ust. Na zdrowie. Sto lat. Czy tam dwieście.