czwartek, 30 czerwca 2011

Przeprowadzka w nowe stare ja

Przepis na podróż w najlepsze strony własnej, zagrzebanej w popiele zapomnienia, tożsamości:
Weź trzy kopy wiary w nowe.
Włącz muzykę na 240 stopni. Niech się powoli nagrzewa. Głośno. Najlepsza jest Armia, ale nie każdy lubi, więc można Comę. Nie schodzić poniżej Pidżamy, grozi zakalcem. Po polsku smakuje najkorzystniej, nie stanie w gardle brak słów czy akcentu.
Drgania basów, podłogi i okien spowodują, że w kluczowym momencie nie opadnie kruche ciasto mobilizacji, a rodzice irytującego bachora zza ściany przestaną słyszeć jego ryk. Hałas i chaos służą ogółowi.
Otwórz piwo. Działa jak drożdże.
Zacznij zapełniać kartony tym, co chciałbyś zabrać ze sobą do nowego życia. Udawaj, że to tylko taka zabawa. Zmylisz przeciwnika. Nie widać go? Złudzenie. Kryje się tuż pod górną powieką.
Pakuj. Za cicho, podkręć. Po co ci te buty? Daleko w nich nie zajdziesz. Poza tym i tak nigdy ich nie założysz. Kibel.
Nie oglądaj zdjęć! To najgorsze, co możesz zrobić! W ten sposób stracisz wszystko: aromat
dawnej potrawy i smak dzisiejszego obiadu. Odłóż. Dziesięć, dziewięć… No, już. Łyk.
Zaczyna brakować kartonów? To opróżnij je i odrzuć wszystko, co niesie ze sobą piętno trzymających w zastoju wspomnień – w końcu nowe życie, nowa jakość.
Tak też źle. Nie ma co włożyć do garnka.
Więc selekcja: na prawo przyprawy ostre, na lewo słodycz. Porówna się i zobaczy.
Waga kuchenna w równowadze. W zasadzie to dobrze dla kubków smakowych. Ale problem logistyczny nie ginie: trzeba zabrać wszystko (oprócz tych cholernych butów). Okrutny miszmasz.
Nie oglądasz telewizji? Najlepszy kucharz potrafi wyczarować wykwintną potrawę z tego, co zastanie. Więc dalej. Mieszaj masę, coś wyrośnie.
Aj, do tego pudełka nie trzeba było zaglądać. Kipi! Zamykamy i zapominamy. Do następnego razu.
Trzy oddechy, łyk i jedziesz. Ha! Tu jesteś! Książko mojego wyrzutu sumienia, miałaś być skonsumowana już dawno. Tak się niby schowałaś, w jawnej tkwiąc kryjówce. Na nowym na pewno się uda. Położymy cię w widocznym miejscu, zaraz obok galerii osobistych priorytetów (ślubny portret dziadków, medal, zdjęcie z drogowskazem).
Długo coś. Szef kuchni robi się głodny. A zajrzyj dokładnie we wszystkie kąty, na pewno jest w nich coś schomikowanego na wypadek przesilenia. To jest właśnie ta chwila. Im mniej balastu znosisz ze schodów, tym na nowym lokum lżej. Budujesz przestrzeń nowego mikroświata.
Zachowaj ostrożność – nie ustawiaj kartonów w zbyt wysoki stos. Ryzyko zawalenia konstrukcji budowanej przez lata. Uważaj, nie zrób sobie krzywdy. Piekarnik parzy, o pakunki można się potknąć. Mówiłam? Mówiłam. Łyk.
Upychanie i duszenie nic nie dało, nadal jest więcej artykułów, niż miejsca w garze. Trzeba się wspomóc sprawdzonymi radami babuni. Worki na śmieci. Przyjmują każdy balast.
No dobrze. Wygląda na to, że ogół zwany ja został skoncentrowany na kilku metrach kwadratowych. Czy to ostatni raz? Nie myśl o tym teraz. Idź spać. Danie musi się zamarynować i przegryźć.
Zielona noc. Jak zawsze nie zapamiętasz snu.
A kiedy stajesz w nowych starych drzwiach, jesteś zmęczony, ale szczęśliwy. Snujesz plany, czujesz przedsmak, podejrzewasz obietnicę ideału na podniebieniu.
A kiedy nie wiesz, od czego zacząć, zacznij od początku.
Bo kiedy nam zabraknie sił, zostaną jeszcze morze i wiatr. I kilka kartonów do rozpakowania.
Gotowe, można podawać. Kosztuj nowe stare. Jadłeś to już wielokrotnie, ale za każdym razem smakuje inaczej. Teraz trochę jak krewetki w czekoladzie. I w tym zaskoczeniu jest siła – nikt tego przed tobą nie próbował. Jesteś kreatorem smaków swojego życia.
Pamiętaj o odpowiednim przybraniu talerza. Może kolor ścian, może nowy mebel. Tak, by właściwie zaakcentować majstersztyk losu.
No i jeszcze jedno. Żaden porządny posiłek nie obędzie się bez odpowiedniego napitku. Cytrynówka come back.
Smacznego!