I znowu. Zapuściłam się na całe trzy tygodnie nicniepisania. Wytwór wierszopodobny zaistniały ostatnio w tym miejscu bowiem się nie liczy i liczyć nie może. Został on przez jednych określony jako uboczny skutek cytrynówki, a przez drugich za poetyckie zapędy świniopasa, dlatego skuliłam się w sobie i więcej takiej (swa)wolnej twórczości uprawiać nie będę. Się obraziłam. Opowiem więc o tym, co mnie tak skutecznie przez czas jakiś od należytego pisania odwodziło. A trochę tego jest, bo u blondynek zwykłe dni smakują jak niedzielne ciasto. Nigdy nie wiesz, jakie będzie tym razem.
Tydzień pierwszy minął na nadawaniu namacalnego kształtu masie odrealnionych wyobrażeń, przy sporym udziale potu z czoła i innych płynów*.
Kiedy dama ulega objawieniu, należy obawiać się istoty tej wizji.
Kiedy dama jest blondynką, należy fakultatywnie bać się tego, że wprowadzi ją w życie.
Kiedy blondynka jest zdeterminowana, należy już tylko jej pomóc.
Bo nie ma takich sił na niebie i ziemi, które zdołałyby odwieść ją od spełnienia snu o krainie lodów waniliowo-jagodowych z nutką cytrynowego przebudzenia**.
Od czego zacząć? Zakupy to podstawa, blondynki to wiedzą. Mają moc sprawczą, gdy brak pomysłu i uspokajającą, gdy jest ich zbyt wiele. Chcesz lody, idziesz do sklepu. No to poszła.
Blondynka w castoramie. (Tytuł na dreszczowiec).
I oto zdziwienie. Sezon przecen, a tu żadnych promocji! Czym ma się więc kierować białogłowa, co kupić, co wybrać z obfitości nieznanego..? Zagubienie między sklepowymi regałami, nowe doświadczenie. Trzeba skontaktować się z farmaceutą lub poszukać eksperta. Ekspert był bliżej.
Blondynka: Proszę pana, proszę pana…! Dzień dobry. Czy byłby pan tak miły i powiedział mi, który wałek będzie najlepszy do tej farby?
Pan w żółto-niebieskim wdzianku (bez patrzenia na wiadro): A kto będzie malował? Pani? To ten.
Na mężczyzn zawsze można liczyć***. Niezawodni rycerze Krainy Prostego Podejścia do Życia. Na swych rumakach pędzą przez pola i lasy, zacięci w szalonej gonitwie tak dalece, że bez zatrzymania mijają wieżę z usychającą królewną. Przyłbice niedomyślności zakrywają im oczy, nie widzą, że ta czeka i paznokcie już całkiem zjadła. Jeźdźcy własnej apokalipsy, zapatrzeni w daleki i nieokreślony nawet dla nich cel popędzają ostrogami konie, w impecie podcinają kopią spuszczony dla ich wygody z wysokiego okna warkocz i mkną, niczego nieświadomi, dalej. Smok by się uśmiał.
Błędny rycerz castoramy pognał dalej, ale zakupy, dzięki siłom wyższym i prozaicznemu pośpiechowi, skończone. Ale nie trać na czujności! Gdy niewiasta ma w głowie plan, może nie mieć baczenia na takie błahostki, jak zabranie zakupionego asortymentu do domu. Kto bym tam zważał na takie szczegóły.
Kolejny krok na drodze do odszarzenia otoczenia: malowanie. Czyli blondynka plus pędzel. Czyli kłopoty. Ciężka praca i inwektywy, no jak można zapomnieć o pomalowaniu sufitu?! I dlaczego ta ściana przykleja się do wałka? Drzwi zapomniały o swojej podstawowej funkcji i z przekory czy też w imię nowej namiętności nie zamykają się w ogóle (w zasadzie niegłupie: gdy drzwi pozostają otwarte jest większa szansa, że ktoś zajrzy do środka). Pewne budowle winno się drogą specustawy zrównać z ziemią i zapomnieć o ich istnieniu. I w takich momentach cała moja feministyczna dusza pyta: gdzie ci mężczyźni?!
Cóż, tych nie było. Pocwałowali, ledwo ich już widać na horyzoncie. Kiedy więc dama traci moc, wzywa posiłki. Na wezwanie stawia się przyboczna straż koloru blond. Solidna firma, nie nawala, a i pomysłami zarzuci. Bo żaden wojak nie wpadłby na koncept z potraktowaniem mokrej ściany suszarką do włosów. Albo dwiema. No co, przecież włosom to pomaga. Potrzebujesz fachowca do skręcenia regału? W konkursie na majstra sezonu wygrywa walkowerem płeć nadobna. Ale nie sądź pochopnie, że robota niewiele warta. Majster pierwsza klasa, takiej skrzynki z narzędziami nie powstydziłby się mój tato. Ba, nawet wujek Zenek.
I tak, po licznych podejściach do tematu rzec można: jest. Cytrynowy raj. Jak przyciemni się światło, to nawet ładnie.
*czytaj: remont pokoju
** czytaj: kolor ścian; to przecież oczywiste, wszystko trzeba ci tłumaczyć...
*** chyba, że akurat nie można