piątek, 22 kwietnia 2011

O ludziach

Stosunki międzyludzkie to strasznie skomplikowana sprawa. Słowo „strasznie” znalazło się tu nie bez powodu. Potrafimy być dla siebie wilkami, najbliżsi to jednocześnie nasi najdoskonalsi oprawcy. Zależy ci na kimś bardzo? To właśnie ta osoba cię zrani! Robi to, powiedzmy, nieświadomie. Nie zastanawia się nad konsekwencją niby nic nie znaczących gestów, które - kumulując się – wybuchną jak bomba w waszym uporządkowanym, cudownym życiu. Ty nie pozostajesz dłużny, bomba cyka. Jakaś niepotrzebna krytyka, złe słowo rzucone nie w czas, niezauważona potrzeba bliskości, rozmijanie się, proza codzienności. Gdy przebywa się z kimś w jednym domu/środowisku – a raczej są to ludzie nam najważniejsi – nietrudno o rysę na szybie. A szkło się ugina. Może pęknąć. Gdy to zrobi, zazwyczaj jest za późno. Cholernie ciężko załatać dziurę, która powiększała się stopniowo przez lata. Są już nawet specjaliści od tego – terapeuci, mediatorzy. Za pieniądze (dzisiaj już wszystko ma swoją cenę) starają się pomóc tym, którzy przestali widzieć szansę porozumienia/zrozumienia. A jeśli tych pieniędzy się nie ma i/lub brak w nas chęci na pomoc z zewnątrz – co wtedy? Powiększa się grono ludzi, do których mamy żal, pretensje, nawet wrogów. Gniew zajmuje miejsce pozytywnych emocji. A wystarczyłoby w porę się otrząsnąć, zauważyć błędy, pomyśleć nad kolejnym złośliwym komentarzem, a przede wszystkim – rozmawiać. Teraz nie ma na to mody. Za mało czasu, brakuje godzin, każda wyliczona jest na działania mające polepszyć nam życie. Wszystko dla dobra naszych najbliższych przecież. Gdzieś gubimy jednak to, co najważniejsze. A cierpią na tym wszyscy wkoło. Oprócz koniecznych skrępowanych uścisków w święta nie utrzymujemy kontaktów z rodzicami, bo mamy do nich pretensje o to, że zaniedbali własną wychowawczą misję. Z siostrami i braćmi jesteśmy skłóceni o podział schedy bądź nierównomiernie rozłożoną miłość rodzicielską. Nasze dzieci poszły nieodpowiednią drogą, więc niech nie liczą na nasze wsparcie. Mąż/żona już nas nie rozumie, więc rozwód. Przyjaciel nie interesował się należycie naszymi problemami, więc luzujemy kontakty. Takich historii są tysiące, miliony. Wystarczyłoby zapukać do sąsiadów i posłuchać ich opowieści. Ludzie! Zwariować można! Zatrzymajcie się na chwilę i pomyślcie! Bo za chwilę będzie za późno. Jeśli już nie jest.