sobota, 21 stycznia 2012

bajka trwa

[wyrwanym z kontekstu podpowiadam, że w celu ogarnięcia poniższej treści należy zapoznać się z poprzednim wpisem]

Tak więc Chłopiec położył się spać. Mama miała rację. We śnie znalazł się znów nad brzegiem jeziorka. Między drzewami zauważył oddalającą się tiarę Czarodzieja. W te pędy puścił się za niknącą postacią, ale nie mógł jej dogonić. Kiedy zasapany przystanął na chwilkę, Czarodziej nagle znalazł się tuż obok niego. Zmaterializował się z powietrza. Chłopiec próbował coś powiedzieć, ale nie potrafił. W snach tracimy pewne zdolności na rzecz innych. Kiedyś na przykład, w pewnym śnie, Chłopiec poczuł, jak to jest latać. Ale teraz nie mógł ani latać, ani mówić, ani się ruszyć. Mógł tylko stać w miejscu i patrzeć na Czarodzieja, który również mu się przyglądał. Bez słowa. Aż do rana. Przyszło nagle.
Następnego dnia, zaraz po lekcjach, nawet bez kanapki, Chłopiec wyrwał nad bagno. Nie spotkał tam jednak Czarodzieja, nie potrafił nawet odnaleźć tego dziwnego krzaka. Nie było innej rady, trzeba było znów uciec się w sen. Ale sen tym razem nie pomógł. Nikt go w nocy nie odwiedził.
Chłopiec nie zrezygnował. Uparł się odkryć tajemnicę, wierzył, że naprawdę spotkał Czarodzieja. Codziennie odwiedzał jeziorko, spacerował między drzewami. Chętnie kładł się spać, nawet nieco wcześniej, niż zwykle, ale nie przynosiło to oczekiwanego rezultatu. Opowiedział kolegom o swojej przygodzie, ale ci mu nie wierzyli. To nic - tłumaczył sobie Chłopiec - jeszcze im udowodnię, że mówię  prawdę.
Pewnej nocy Czarodziej ponownie odwiedził sen Chłopca. Znów unikał spotkania, znów trzeba go było gonić. Ale Chłopiec po kilku krokach poszedł po rozum do głowy. Stanął w miejscu i czekał. Nie przeliczył się. Nie minęły trzy senne chwile, jak na wprost niego stanął ten, którego ścigał. Był taki sam, jak ostatnio. Wysoki, postawny, w ciemnym stroju do ziemi, z długą, srebrną brodą, w stożkowatej czapie. Minę miał kamienną, oczy przenikliwe i doświadczone.
- Dlaczego mnie szukasz, Chłopcze? - usłyszał pytanie. Ale usta Czarownika były zamknięte, jego twarz nieruchoma.
I wtedy Chłopiec usłyszał swój własny głos, chociaż wcale się nie odzywał:
- Ponieważ chcę cię poznać, chciałbym się czegoś o tobie dowiedzieć.
Niesamowite, jakby mówił myślami!
- Niepotrzebna Ci ta wiedza - odpowiedział Czarownik w niemym dialogu.
- Dlaczego? - zapytał Chłopiec, ale nie uzyskał już odpowiedzi. Wszystko rozlało się i wymieszało w jedną masę, jak sok malinowy na śmietankowym budyniu. Obudził się.
Tym razem chłopiec wiedział, że to nie żarty. Że teraz dojdzie prawdy. A że była sobota, pobiegł nad jeziorko już po śniadaniu. Rozbił obóz się na swoim ulubionym miejscu i zajął się puszczaniem kaczek na wodzie. Dla niepoznaki, niby że wcale nie czatuje.
- Nie rzucaj kamieni do wody, proszę - usłyszał po jakimś czasie. Ręka Chłopca z kamieniem w ręku znieruchomiała.
- Czarodzieju, to ty? - Chłopiec rozglądał się dookoła, ale nikogo nie widział. - Pokaż się, proszę!
- W zasadzie nie wiem, po co. Ale skoro już o tym, to potrafisz mnie ujrzeć, jak mało kto potrafisz; musisz tylko chcieć.
- Bardzo chcę!
- To skup się. Nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli tylko czegoś naprawdę pragniemy.
- Nie widzę, gdzie jesteś?
- Jestem ptakiem, którego śpiewu słuchasz. Jestem rośliną, którą poisz, zwierzęciem, które karmisz.
- Jak to?
- Dokładnie tak. Możesz mnie dojrzeć uruchamiając swoje serce. Twoje serce jest otwarte, otwórz więc oczy.
I pokazał się. Nie dał jednak Chłopcu zbyt długo pozostawać pod wrażeniem, gdyż natychmiast przypomniał się ze swoją prośbą - Nie rzucaj kamieni do wody.
- Ale ja tylko puszczam kaczki. Jestem w tym naprawdę dobry.
- Nie rób tego, bo możesz coś uszkodzić.
- Co takiego na przykład?
- Na przykład okno.
- Co?! Ale jak… - nie zdążył jednak dokończyć, gdyż Czarodziej rozmył się w powietrzu.
Chłopiec nie dał się jednak tym razem tak łatwo zbyć.
- Czarodzieju!!! Wracaj natychmiast! Nieładnie tak pozostawiać kogoś w niepewności! Pokaż się i to już!!!!
- Nie krzycz. Nigdy nie wiesz, czy ktoś nie śpi - stanowczość Chłopca widocznie przekonała Czarodzieja, bo zmaterializował się ponownie, tyle że z drugiej strony. Robił to cichutko, bez najmniejszego pyknięcia.
- Ale kto może spać? - Chłopiec był wyraźnie zdezorientowany - Sugerujesz, że tam - tu wskazał ręką na jeziorko - ktoś jest?- ostatnie wyrazy wypowiedział szeptem, jakby obawiając się, że ktoś ich może podsłuchiwać.
- Ja nie sugeruję. Ja to wiem.
- Wiedziałem! Wiedziałem, że tu ukryta jest jakaś tajemnica! - Chłopiec w jednej chwili zapomniał o zachowaniu spokoju. – Musisz mi wszystko opowiedzieć!
- Ciągle tylko wrzeszczysz i do tego nie masz pojęcia, o co się dopominasz - żachnął się Czarodziej.
- A ty bezustannie powtarzasz, że nie potrzebuję znać odpowiedzi. A skąd niby to wiesz? – odpalił, trochę niegrzecznie, Chłopiec.
- W końcu jestem Czarodziejem, no nie?
- Eee, no tak… - zawstydził się Chłopiec, bo zrozumiał, że palnął dużą gafę. I tu oboje parsknęli niepohamowanym śmiechem. Śmiali się długo i głośno, nie mogli przestać, zupełnie, jakby ktoś łaskotał ich w stopy.
W ten sposób nawiązała się serdeczna przyjaźń między Małym Chłopcem a Czarownikiem.
Chłopiec zyskał doskonałego kompana, a Czarodziej uważnego słuchacza. Malec bardzo się przejął historią pogubionego królestwa i jego zagubionego Króla. I choć umysł miał otwarty i wyobraźnię nieposkromioną, to trudno było mu zrozumieć, że tam, pod taflą zarośniętego jeziorka, znajduje się pałac. Mimo wszystko wierzył Czarodziejowi. Dlaczego miałby nie mówić prawdy? Przecież jest bardzo stary, dużo wie, jeszcze więcej widział, zna tyle interesujących historii, nie miałby powodu zmyślać. Ogólnie oszukiwanie jest niemądre. Niczemu nie służy.
Jedno nie dawało Chłopcu spokoju. Czarodziej był bardzo miły, ale rzadko się uśmiechał. W zasadzie w ogóle się nie uśmiechał. Zamiast cienia towarzyszyło mu przygnębienie.
- To tęsknota - powiedział mu kiedyś, chociaż nikt głośno nie zadał pytania. Siedzieli nad brzegiem jeziorka, na zwalonym pniu. Starzec nieruchomo, Chłopiec majtając nogami.
- Brakuje ci twojego królestwa? - odparł na to Chłopiec, domyślił się bowiem, o czym mowa.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo. - Czarodziej zamilkł na chwilę, po czym kontynuował - To tak, jakby ktoś zabrał część ciebie. Odciął sobie kawałeczek. Wyobraź sobie, że miałbyś funkcjonować bez jednej nogi.
- Aj - wzdrygnął się Chłopiec i natychmiast przestał machać nogami.
- No właśnie. Pomyśl sobie, jak by ci jej brakowało. Oprócz oczywistego ograniczenia – nie mógłbyś biegać jak zawsze, skakać i kucać, to jeszcze odczuwałbyś ból. Tylko widzisz, łatwiej zaradzić takiemu, nawet dotkliwemu, ale fizycznemu cierpieniu. Kiedy skaleczysz się w palec, możesz zakleić go plastrem, podmuchać – i zapomnieć. Tęsknota to ból uporczywy, na który nie ma lekarstwa. Nawet czas nim nie jest. A kiedyś myślałem, że jest. Że ból minie, jak mijają pory roku. W tym jednym przypadku nie miałem racji…
Chłopiec zapragnął pocieszyć Czarodzieja. Nie bardzo wiedział, jak się za to zabrać, ale intuicja podpowiadała mu, że dobrą metodą będzie zabawa. Nauczył Czarodzieja grać w palanta. Śmiesznie tak wyglądali, mały chłopczyk w krótkich spodenkach i sędziwy staruszek, wywijający kijem i biegnący w podkasanej sukni za piłką. Nawet zdjął na moment czapkę, bo się w niej zgrzał. Rozgrywki trwały jednak krótko, ponieważ Czarodziej szybko wracał nad brzeg i, jak zwykle, wpatrywał się w taflę wody bez ruchu.
Pewnego dnia Chłopczyk zapytał, dlaczego Czarodziej tak usilnie obserwuje bagienko. Przecież nawet, jeśli miałoby wyschnąć i odsłonić zatopione włości, to na pewno to zauważy. 
- Chłopcze, świat nie jest ani trochę oczywisty. Jeśli wydaje ci się, że przełom nastąpi nagle, to możesz przeoczyć ważny moment i zostać z niczym. Sam powiedz, podlewasz kwiaty każdego dnia, ale nie wiesz, kiedy mogą dzięki temu zakwitnąć. Dlatego ja pilnuję podwodnego królestwa, czekam na znak, by móc zainterweniować. Jestem to winien Królowi.
Chłopiec musiał te słowa przemyśleć. Myślał całą noc, mało spał i był w szkole trochę nieprzytomny, ale natychmiast po lekcjach pognał do Czarodzieja obgadać z nim plan, który urodził się nocą. Noce bywają bardzo produktywne.
- Czarodzieju, możliwe, że twoja skupiona uwaga to za mało. Może potrzeba więcej koncentracji. Będę czuwał z tobą.
I usiedli. Siedzieli tak, bez słowa, do kolacji. Wówczas Chłopiec musiał wracać do domu, a Czarodziej chował się do dziupli. Ale następnego popołudnia kontynuowali bezruch, tak samo w środę, i czwartek, i w następnym tygodniu też. Zastygnięci w ciężkiej pracy.
Lecz nic się nie działo.
Chłopiec stwierdził, że widocznie mają za małą siłę przerobu, i potrzebują w związku z tym posiłków. Tylko kto mógłby ich wesprzeć?
- A może twoi koledzy mogliby nam pomóc..? – nieśmiało zaproponował Czarodziej.
Chłopczyk stropił się nieznacznie. Z powodu zaangażowania w sprawę Czarodzieja kolegów miał trochę mniej, ale mało go to obchodziło. Tacy koledzy to nie koledzy. Nie był dla nich równoprawnym kompanem, nie posiadał nowych gier i zabawek, a to, w czym był dobry, oni traktowali za śmieszne i dziewczyńskie. Na przykład rysowanie. To dobre dla panienek – mówili. Dlatego Chłopiec czuł się trochę urażony i dlatego też tak bardzo wciągnął się w przyjaźń z Czarodziejem. Poza tym nie chciał dzielić się sympatią maga, ale to było jedyne rozwiązanie. Zrozumiał, że musi schować swą dumę do kieszeni i poprosić kolegów o pomoc.
W piątek, na długiej przerwie, opowiedział kolegom całą historię Króla i Królestwa. Powiedział, że mogą przyczynić się do odnalezienia utraconego raju. W zamian za to obiecał spotkanie z prawdziwym Czarodziejem. Dzieciaki były do tej niewiarygodnej opowieści nastawione podejrzliwie i z dystansem, jednak ciekawość przeważyła i po ostatnim dzwonku dały się zaciągnąć do zapuszczonego parku.
- No i gdzie ten twój Czarodziej? - zapytały, gdy znaleźli się na miejscu.
- Poczekajcie. On sam decyduje, kiedy przyjść - uspokajał ich. - Na razie skupmy się na skupieniu. - Po tych słowach porozsadzał wszystkich wzdłuż brzegu bagienka i nakazał mieć baczenie na wszystko.
Bardzo niemądry pomysł: kazać dzieciom siedzieć spokojnie. Już po chwili chłopcy zaczęli rozglądać się na boki, nie potrafili tkwić w jednym miejscu dłużej niż dziesięć minut. Poza tym przyszli zobaczyć Czarodzieja, więc gdzie on jest?
Czy Czarodziej był, czy też nie, dowiecie się, drogie dzieci, innym razem. Teraz grzecznie wyłączcie komputery, bo być może dalsza część bajki zadzieje się w sypialni? Idźcie sprawdzić. Sypialnia może być fabryką baśniowego klimatu… trzeba tylko uruchomić produkcję.