piątek, 2 marca 2012

ekoblaga

Wyrzuciłam dziś z lodówki:
sernik (nie zdążył nikogo zachwycić autarchią perfekcji)
jogurt
ogórka (zwiądł w oczekiwaniu na kulinarny debiut)
mleko (to nie był już zapach)
kolejny jogurt
ziemniaka zapieczonego z serem i pieczarkami; zapieczonego dość dawno temu
kawałek kiełbasy
ser pleśniowy; pleśniowy na serio
znowu jogurt

Do kosza powędrowały również:
dwa (dwa, dwa) litrowe słoiki rosołu; z kawałkami kurczaka i marchewki w środku
pół słoja ryżu z agrestem; był do niego jeszcze w poniedziałek cytrynowy sos; wspomnienie dzieciństwa; do śmieci
masło; przedwiosenne słońce chyba mu nie służy
skostniałe foundee z orzechami; szkoda tych orzechów
niedojedzona owsianka; pozostałość po pośpiechu poranka
połówka nie za zbytniej cytryny
nie chcę pamiętać, co jeszcze.

Jestem ekologiczna. Zbieram plastikowe nakrętki. W zasadzie nie wiem, w jakim celu. Ale zbieram.