czwartek, 2 lutego 2012

Wisia

O zmarłych należy mówić dobrze. Zwłaszcza, gdy dobrze mówiło się jeszcze za życia. O tej pani mówią dziś wszyscy. A ile się wie? O zakład idę, że niewiele. Tyle naszej wiedzy, ile zmieści wikipedia. I notatki w podręcznikach młodszych pokoleń. Podkreślam to młodszych. Moje podręczniki pamiętają ową noblowską tragedię. Ja sama, przyznaję uczciwie, niewiele więcej ponad standard przeciętnego obywatela. Parę wersów, papieros za papierosem, i koty. Koty, które niezmiennie kojarzą mi się z maturą. I faktem, że podczas mojego – zdanego zresztą na pięć – ustnego egzaminu z języka polskiego niewiele zdołałam powiedzieć. Nie tyle z powodu znikomej erudycji na temat noblistki, ile z uprzejmości. Nie wypada bowiem przerywać, gdy dyrektor mówi. A gadał z zapałem o kotach Szymborskiej.

Niby się poezji nie rozumie, bo trudna i wyssana z pokręconych palców, co to tylko wiersze klecić potrafią, a nie kroić chleb. Ale jej teksty są znośne nawet dla zdeklarowanych nielirycznych. Są realne. W przeciwieństwie do niej samej. Ona była dziwna. Urojona.

urojona nie do wiary
urojona aż do krwi

Ktoś, z kogo opinią, zwłaszcza w dziedzinie literatury, liczę się bardzo, wypowiedział się właśnie, że jej postać była piękna, ale poezja przeceniona. Że „skróty myślowe” jej autorstwa przekraczały jego możliwości. Dziwię się temu z kilku powodów. Właśnie takie zbitki formułujące świat winny jemu przypadać do gustu. Ta, która myślenie przyrównywała do pornografii, nazywała rzeczy krótko, treściwie, dosadnie, acz bez zbytnich ozdobników:

Obmyślam świat, wydanie drugie,
wydanie drugie poprawione,
idiotom na śmiech,
melancholikom na płacz,
łysym na grzebień,
psom na buty
.

Ale mogę się mylić. Mylę się w wielu kwestiach. W końcu jestem zwykłym zjadaczem bagietek z czosnkiem. Co nie znaczy, że poet(k)om wiedza jest dana

Jak żyć - spytał mnie w liście ktoś,
kogo ja zamierzałam spytać
o to samo

Coś w tym jest. Całkiem niedawno sporo od bohaterki niniejszego wpisu młodszy przedstawiciel tej samej szlachetnej profesji stwierdził, że poeci w ogóle niewiele wiedzą. Ci poeci współcześni. Mogą co najwyżej grać w otwarte karty i z czystym sumieniem przyznać, że jeszcze sobie tego wszystkiego nie poukładali. Ona przyznawała to otwarcie:

Nie znam roli, którą gram,
Wiem tylko, że jest moja, niewymienna
O czym jest sztuka zgadywać muszę wprost na scenie

Ale to chyba świadczy o jej szalonej życiowej intuicji. I – nie chciałabym być stronnicza – wydaje się, że takiej nieuświadomionej mądrości nie mógłby posiąść mężczyzna. Nawet poeta niewspółczesny. Powiedzmy: romantyk. Taki skupiłby się na rozłupywaniu sensu istnienia cierpienia. Ona zaś niczego nie rozkładała na części. Brała całość i ją opisywała. A pisała, że jest dobrze:

Jesteś piękne - mówię życiu -
bujniej już nie można było

i dalej, jakby na dowód tego, że i jej nic nie przychodzi bez trudu:

Staram mu się przypodobać,
przypochlebić, patrzeć w oczy.
Zawsze pierwsza mu się kłaniam
z pokornym wyrazem twarzy.
Zabiegam mu drogę z lewej,
zabiegam mu drogę z prawej,
i unoszę się w zachwycie,
i upadam od podziw
u.

Nie wiem, czy dużo kosztuje wyrażenie clou ot tak, niby od niechcenia. Ja miewam z tym problemy. A kiedy udaje mi się stworzyć tego pozory, uwierzcie – to tylko pozory. I na tym chyba polega różnica między dżunglą amazońską a klombem z bratkami. Dziś na przykład, płynąc na fali ogólnego „przypominania sobie” twórczości poetki, natknęłam się na tak przenikliwą prawdę o sobie, jakby sama Wisława stanęła obok, wyrwała mi ją z trzewi, po czym zamieniła na litery

Godzina z nocy na dzień.
Godzina z boku na bok.
Godzina dla trzydziestoletnich.

Godzina uprzątnięta pod kogutów pianie.
Godzina, kiedy ziemia zapiera nas.
Godzina, kiedy wieje od wygasłych gwiazd.
Godzina a-czy-po-nas-nic-nie-pozostanie.

Godzina pusta.
Głucha, czcza.
Dno wszystkich innych godzin.

Nikomu nie jest dobrze o czwartej nad ranem.
Jeśli mrówkom jest dobrze o czwartej nad ranem
- pogratulujmy mrówkom. I niech przyjdzie piąta,
o ile mamy dalej żyć
.

To niemożliwe, by w tak prosty sposób przepisać czyjś egzystencjalny niepokój.
Żeby było jasne: to nie jest panegiryk. Nie jestem wierną czytelniczką poezji Wisi. Nigdy nie miałam nic przeciwko tej miłej chyba starszej pani, ale żeby szczególnie śledzić jej dorobek, to nie. Jej odejście sprowokowało do paru kliknięć myszą. I - choć oczywiście szkoda, że w takich okolicznościach – to cieszy owo odkurzenie słowa. Cytowany już dziś (mój) autorytet podważa zasadność zbiorowej narodowej żałoby po autorce miłości od pierwszego wejrzenia. Że była w porządku, ale niepotrzebnie pół Polski łka. Tak zrozumiałam intencję nadawcy. Ale jak zwykle – mogę się mylić. Mogę też się z powyższym nie zgodzić. Chyba dobrze, że czujemy potrzebę (nawet, jeśli lekko ostentacyjną) opłakiwania kogoś takiego. Więcej to warte, niż rozwlekła żałoba po Tu-154. I tak, jak Czechowicz przepowiedział w wierszu swój ziemski koniec, tak ona jakby umyśliła sobie lekką śmierć

Śmierć,
kiedy śpisz, przychodzi.
A śnić będziesz,
że wcale nie trzeba oddychać,
że cisza bez oddechu
to niezła muzyka,
jesteś mały jak iskra
i gaśniesz do taktu
.

Śmierć jej nie straszyła. Przeciwnie, pojawia się często, oswojona, bez kosy

Śmierć
zawsze o tę chwilę przybywa spóźniona.
Kto twierdzi, że jest wszechmocna,
sam jest żywym dowodem,
że wszechmocna nie jest.
Nie ma takiego życia,
które by choć przez chwilę
nie było nieśmiertelne
.

Sama autorka, niby że nie poczuwa się do mentorstwa, to wygląda, jakby wpadła do ludzi na parę lat, mimochodem, i wiedząc, że to stan przejściowy

Na chwilę tu jestem i tylko na chwilę:
co dalsze, przeoczę, a resztę pomylę

starała się zarazić optymizmem. Radość, to chyba dobre słowo

Radość pisania.
Możność utrwalania.
Zemsta ręki śmiertelnej
.

I nadzieja, bo nawet rozpacz przynosi korzyści.

Najlepsze w tym wszystkim jest nieśmiałe podejrzenie, że to, co zostawiała po drodze wydaje się być pisane z perspektywy świata po niej

Głupia, głupia,
zadawałam się ze światem

Czyli, że głośne odżegnywanie się od wiedzy nie danej zwykłym śmiertelnikom, to wielka marketingowa ściema. Blaga Szymborskiej. Mam cię. Zrobiło się nieswojo, zapadło milczenie. Prawdy ogólne mają to do siebie.
Jedno jest pewne. Choć zeszła (cichcem) z dyżuru, pomarła bez rutyny. Życzyć takiego finiszu każdemu. A teraz gapi się, i śmieje, jak te klaszczące skrzydłami, spłakane wesołością anioły

Nie patrz tak na nas
tymi swoimi oczami
zanadto otwartymi,
jak oczy umarłych
.