Jedno z drobnych skrzywień ludzkich: egoizm. Sam w sobie jest problemem, nadto generuje szereg dalszych aberracji w na wzór boski tworzonej człowieczej naturze. Pokłosie egoizmu to małe kostki domina, przewalające się w starannie, przy wsparciu wywalonego jęzora, układanej konstrukcji. Pojedynczo nie mają siły parcia, ale w kupie, jedna za drugą uderzają się wzajemnie torując naszym słabościom drogę do pierwszeństwa. Dominacja własnego szanownego samozakochania. Bezinteresowna miłość, akceptująca wszelkie wady i niedoróbki mechanizmu.
Mówi się, że garść egoizmu jest całkiem zdrowa. Może i tak. Tak. Ale ile to garść? I zamknięta czy otwarta, wylewająca przez rozpostarte palce nadmiar interesowności? Co i w jakim stopniu upoważnia nas do bezkarnego samolubstwa? Czy mamy prawo, tłumacząc się treningiem asertywności i własnym dobrem, redukować czyjeś potrzeby kosztem własnych? Czy też częstować innych nieuprzejmościami, gdy coś nie po naszej myśli, arogancko uważając, że całemu światu należy się wyrok za nasze małe i większe porażki..? Kieruje nami złość, często gniew, rozładowujemy go na pierwszym możliwym piorunochronie. Traf chce, że obrywają nie ci, którzy są winni. No tak, ale przecież nie będziemy karać samych siebie za własne błędy. To takie niehumanitarne. Lepiej walnąć w pysk najbliżej stojącego. Porusz pierwszą kostkę, domino się posypie.
Na przykładzie własnym. Zgodnie z powyższym powinnam prawy sierpowy, lewy łokieć i czółko mieć opuchnięte od ciosów. W byle kogo, w powietrze, w każdy okrutny poniedziałek i zmęczoną niedzielę. Za wszelkie nieodpowiednie ułożenia w moim rocznym grafiku, za bezpłatne nadgodziny katastrof, za nie tak miało cholera być, za brak ładu, za puste spojrzenie w nierówny sufit. Współczynnik niesprawiedliwości do rozdzielenia na pół populacji bohaterek telenowel, no gdzież na mnie jedną tylko. Nie zagram tych wszystkich ról. Winnam za takie schody kopać kogo wlezie, na oślep. Być tą złą z konieczności, z politycznie poprawnym usprawiedliwieniem środowiska. I co? Nic. Brak jaj? Czy chłopca do bicia? Czy tylko ja jedna uważam, że moje świadome nie działanie wbrew innym za złamany paznokieć to dorosły odruch..? Czy tylko się, głupia, oszukuję?
No ale przykrości są. Jeśli nie z naszej strony, to w naszą stronę. Prawo lasu. Jak łatwo rozdawać małe podłości. Tacyśmy w tym hojni, wybujała szczodrobliwość. A wszystko przez mały, prywatny egoizm, który popycha nas do niepotrzebnych gestów. Ile można by było zaoszczędzić prądu, gdyby czasem ugryźć się w język. Albo pomyśleć. Chociaż co drugi raz. Co trzeci. Tylko czy to dałoby właściwy rezultat, czy potrafimy uczyć się na błędach?
Przecież każde dziecko wie, że nie.